„Uwaga! Trutka przeciw ludziom wyłożona!” – złowrogie ostrzeżenie broni dostępu do kosza na śmieci tuż przy wejściu do rektoratu. Niezauważalny plon czyjejś wyobraźni, ale jakże błyskotliwe spostrzeżenie, i jak doskonale pasuje do naszych realiów. Uważaj zatem, nadchodzi ZIF i nic nie będzie już tak oczywiste jak dawniej.
Brakowało nam kiedyś materiału na którym moglibyśmy malować. Kilka miesięcy temu był jednak taki czas, że piękne paździerzowe płyty wisiały na każdym słupie – czas wyborów. Szliśmy ulicą i co widzieliśmy? Wszystkie te płyty się marnują! Wzięliśmy! Pierwszą, drugą, dziesiątą – odtąd było na czym malować, ale jak wszystko tak i ta sytuacja miała drugą stronę medalu. Wreszcie zaczęliśmy w tych płytach tonąć. Kiedy już sobie pomalowaliśmy rozwiesiliśmy je więc z powrotem na ulicy. Wiedzieliśmy, że nie chcemy tego trzymać, nie zależy nam. Następnego dnia awantura. Piszą w Kurierze, w internecie, dzwoni ktoś z telewizji chce robić z nami wywiad. Okazało się, że jakaś dziennikarka wyszła na ulicę, zauważyła nasze dziwne plakaty.
I nie było to szczeniackie domalowywanie wąsów Kaczyńskiemu, podpisywanie plakatów „Kaczka dziwaczka”. Zebrali parędziesiąt desek z twarzami napuszonych i dumnych, wesołych i smutnych, pań i panów tylko po to, aby zgrać się z całej tej farsy, namalować własne plakaty. Polityka ich nie interesuje, a jeśli już to tylko w kontekście ogólnego jej ośmieszenia. Ośmieszenia zdjęć i haseł na które nikt nie patrzy, setki tysięcy złotych wyrzuconych w błoto, ton papieru do dziś szpecących wszystkie zakątki Lublina. Czy nie lepiej byłoby sprzedać ten materiał po niższych cenach artystom? Oni chronicznie potrzebują desek do malowania i papieru.
ZIF. Od kilku lat zastanawiam się, ilekroć napotkam ten skrót, cóż to za słowa się za nim kryją? Kilka z nieskończonej ilości możliwych jego rozwinięć znaleźć można tu i tam, ale wiedzieć trzeba, że kryją się za nim działania kilku osób – absolwentów Wydziału Artystycznego UMCS. Franciszka Znamierowskiego, Konrada Poniewaza, Piotra Królikowskiego, Andrzeja Mazura, Krzysztofa Kozłowskiego. Co więcej – ZIF ma tyle twarzy ile nastrojów społecznych. Nie ograniczają się do sztuk plastycznych. W zależności od ich potrzeb grają muzykę, piszą oniryczne powieści, w których zdanie po zdaniu dopisywane jest przez następujące po sobie kolejno osoby, subtelnie prowokują, eksperymentują. Grają z własną wyobraźnią ciągłą grę, zestawiają symbole i znaczenia tylko po to aby to zrobić, obejrzeć, ocenić i zrobić coś lepszego, ciekawszego, bardziej interesującego, czy trafionego, a potem znów i ponownie. Sztuka nie jest, ich zdaniem, osiąganiem celów, a nieustanną drogą, zmaganiem się ze sobą – swoimi niedoskonałościami, zmaganiem się z otoczeniem – materią plastyczną czy odbiorcami, których nie ma wcale zbyt wielu.
Świadomie przeciwstawiają się zasadom w jakich zostali wyuczeni. Z pełną premedytacją stawiają F tam gdzie być powinno W i to kolejny sposób na rozbijanie barier wyobraźni. Kiedy świadomie eksperymentujesz z materią jesteś gotów najlepszy kawałek obrazu, najlepiej wyszukany kolor, światło, przestrzeń czy fakturę zamalować białą emulsją tylko dlatego, że wiesz już, że się udało i jesteś w stanie zrobić to ponownie – może nawet jeszcze lepiej. Na początku działania ZIF zakrawały o psychologię i filozofię, były traktaty, przemowy i manifesty. Wszystko działo się w jednym pokoju, przychodziło kilkanaście osób i otwierał się strumień świadomości. Snuli teorie, które z dzisiejszej perspektywy były jedynie kolejnym środkiem na przekraczanie własnych granic, niczym więcej jak dobrą zabawą, którą w gruncie rzeczy jest cała ich działalność.
To antyakademizm i antyawangarda, to co powstaje, powstaje dla nich – nie po to, żeby zaistnieć w historii. Ich twory często lądowały w kominku, żeby wytworzyć troszkę doraźnie potrzebnego ciepła. Wystarcza satysfakcja, fakt przeżycia czegoś nowego i świadomość istnienia w sztuce. Obiekty i dzieła wcale nie muszą zaistnieć w obiegu – trudno je zatem w ogóle nazwać dziełami.
Idziesz chodnikiem w sobotnie przedpołudnie i zbierasz mnóstwo ulotek: lekcje angielskiego, kup fiata, albo wygraj pralkę. Ja wziąłem czyste kartki i zacząłem na nich rysować komiksy i rozdawać je przechodniom. Reakcja była taka, że ludzie nie patrzyli nawet co tam jest – wyrzucali. Zdarzyło się też inaczej – jakaś dziewczyna wzięła karteczkę i stanęła na środku ulicy – nagle okazało się, że nie dostała reklamy szkoły języka angielskiego, tylko ręcznie narysowany rysunek, który ja rozdawałem dokładnie jak ulotki.
To błyskotliwe, niezauważalne zwykle akcje, ale czy powinny być zauważone? To nie jest krzyk, protest czy wypowiedź – może nią być jeśli ktoś zechce słuchać. Przede wszystkim to zgrabne zestawianie znaczeń, poszukiwanie dowolnych skojarzeń. To wyśmianie prowokacji, jako celu. Zestawiają na płótnie skrót NSDAP z wizerunkiem kobiety i resztę pozostawiają wyobraźni widza. To czy przekroczyli granice dobrego smaku zależy jedynie od naszego gustu, a może poczucia humoru? I choć nie przyznają się do tego, uważam, że wyznają światopogląd, a w zasadzie sztukopogląd bliski dadaistom. Dadaizm przecież wskazywał absolutny bezsens, jako broń przeciw jakiemukolwiek sensowi, którym usprawiedliwiano I wojnę światową. Marcel Duchamp rzucił krytykom w twarz pisuar, a oni podziwiali jego estetyczne piękno. Dziś ZIF zaprzecza pojęciu piękna w plastyce, odrzuca istniejące konwencje i pokazuje jak zaślepieni jesteśmy. Patrzą na nas, pokolenie swoich rówieśników i są niezadowoleni. Wszyscy wokół robią karierę, wchodzą w stare układy – rodem z PRL-u, albo nowe – te na miarę IV Rzeczpospolitej. Wyjeżdżają za granicę. Nazywają się pokoleniem „Dżej Pi Tu” albo pokoleniem „Nic”. ZIF nie utożsamia się z takimi ludźmi, ale bacznie ich obserwuje, docenia to, co w nas wartościowe i wyśmiewa to, co godne pogardy. Wojna wyzwoliła potencjał dadaistów. Pokój jaki mamy wyzwala potencjał ZIFu. Nie ufają wartościom przyjmowanym przez ogół, takim jak rodzina, państwo, czy społeczeństwo. Pokój postrzegają jako spokój w odosobnieniu. A wszystko, co w świecie zewnętrznym to złodziejstwo – pojęcie pokoju nie istnieje. Jedyna wartość jakiej nie zabije świat jest miłość, dla której nie można znaleźć antypojęcia, silnego na tyle, żeby ją zniszczyć i zdławić. To jedyna rzecz, która pozwala patrzeć w przyszłość z podniesionym czołem.
Szopen siedział w Paryżu, a ja w odróżnieniu do niego mogę sobie pozwolić na ten luksus, żeby do Paryża nie jechać. Stachura mówił, że woli Lublin od Paryża – mnie Paryż nie interesuje. To centrum wszystkiego, czego uczymy się na historii sztuki, ale czy historia sztuki, której się uczymy obejmuje wszystko? Prawdę mówiąc centrum jest wszędzie tam, gdzie ty. Biorę gwoździa, wbijam go w podłogę i to jest moje centrum. Korzenie są na Litwie, Ukrainie, albo Białorusi, ale niekoniecznie w Paryżu. Dziś tam jest więcej kasy, jest łatwiej, ale powietrze jakoś inaczej pachnie. To niepopularne – taki anty internacjonalizm, ale tak naprawdę wywodzę się stąd i to jest moje centrum – to mocno rzutuje na to, jaki jestem...
Nie sztuka jest być kulturalnym, kulturalnie jest być sztucznym. Franek, człowiek który zainspirował mnie do napisania tego materiału od dziecka wiedział, że jego życie wypełnione będzie sztuką. Uzależniał to tylko od wkładu pracy i sił, nie talentu, jak myślą niektórzy. Skończył studia w 2005 roku. Swój dyplom w pracowni prof. Adama Styki obronił z wyróżnieniem, a zarazem pięknie podsumował filozofię swej twórczości przesiąkniętej nihilizmem. Przedstawił cykl prac abstrakcyjnych, których powstanie bazowało na eksperymentach z materią malarską, farbami i odczynnikami od wody po kwas solny. Zaznaczył, że nie mają one nic przedstawiać, nie wyrażają żadnych wartości i były jedynie zabawą. Na pytanie czy i małpa byłaby w stanie je namalować odpowiedział twierdząco. Po co zatem studiować 5 lat na uczelni artystycznej? – zapytał jeden z profesorów.
Przyszedłem na studia, na Wydział Artystyczny i co roku widziałem dyplomy, które tam powstawały. W wyniku tego co zobaczyłem swój dyplom chciałem zrobić jak najgorzej.
Na pytanie profesora odpowiedział, że miał dzięki temu 5 lat wolnego czasu na malowanie. 5 lat bezpieczeństwa, świadomości, że nic nie może cię odwieść od malarstwa, że nie musisz zarabiać na chleb i jesteś wolny. Wszystko, co namalujesz, zanosisz na uczelnię a tam przyjmują cię i chwalą. W rzeczywistości wiesz, że robiłbyś to i bez nich. Malowanie polega na tym, że gapisz się w chmury – robisz cokolwiek. Jeśli ktoś pyta co robisz, mówisz – Patrzę w chmury. No to nic nie robisz – twierdzi. Nie! Ja siedzę i oglądam chmury, patrzę na nie, podziwiam, wreszcie wiem jak wyglądają i mogę je namalować. Ludzie mają cię za kogoś, kto siedzi i nic nie robi, ale ty 20 lat patrzyłeś w niebo, znasz je doskonale, nauczyłeś się go na pamięć, to jest inny rodzaj pracy.
Czym jest ZIF? Czemu ma służyć to pytanie? Mamy oznajmić ludziom, że coś takiego jak ZIF istnieje? To nie ma sensu, albo kiedyś to zauważyli, albo nie zauważą nigdy. Grupa formalnie nigdy nie zaistniała, nikt jej nie założył.
Zabić Ich Fszystkich, Zachód I Fschód, Zobacz Inne Fryzury, Zaproponuj Im Figurę, Zgnoić, Indoktrynować, Froterować, Zupa I Fryty, Ząbki I Fryzjerstwo, Żelki I Frukty,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz